Jak to się zaczęło...

2017-06-26

Zastanawiałam się często jaką drogę swojego życia musi przejść człowiek, ile podróży wgłąb siebie odbyć, ile doświadczyć, jak długo pożyć, co zobaczyć, co poczuć, aby móc zrozumieć problemy innych ludzi. Po wielu latach nauki, pracy i wciąż nauki :) cieszę się, że moje myślenie i zakusy o pracy terapeutycznej odwiesiłam dawno temu  na jakiś czas, aby dojrzały. Trud zawodu psychoterapeuty polega na tym, że w relacji terapeutycznej należy być blisko, być zaangażowanym, ale na tyle być blisko, by wizja pacjenta nie przesłoniła nam naszego  jasnego spojrzenia, aby być w relacji, a jednocześnie wyjść z siebie i stanąć obok, by móc obserwować tę relację, analizować co się w niej dzieje, co się dzieje w pacjencie i co powoduje to we mnie jako terapeucie. Obserwować, analizować, wyciągać wnioski i jeszcze raz obserwować, przede wszystkim słuchając... Myślę, że wielu lat potrzeba, różnych doświadczeń życiowych, analizy swoich problemów, aby, pomimo największych kompetencji potrafić zachować neutralność, nie poddawać ocenie, krytyce, nie ulegać wizjom drugiego człowieka. Właśnie na takim etapie życia jestem już od jakiegoś czasu, kiedy w pełni odpowiedzialnie mogę powiedzieć - tak, czuję, że jestem gotowa, aby Ci pomóc. Nie wiem jak mocno Ciebie boli, nie wiem co czujesz i o czym myślisz, ale mogę myśleć, że na pewno jest trudno, sytuacja może przerastać, mogę zastanawiać się dlaczego tak przeżywasz, tak funkcjonujesz, wiem natomiast, ba, jestem przekonana, że razem możemy spróbować zawalczyć o poprawę Twojego życia.

Odkąd pamiętam chciałam być lekarzem, naukowcem, psychologiem, naukowcem-wykładowcą, był oczywiście etap marzeń o byciu baletnicą, aczkolwiek szybko wybity z mojej głowy w wieku 14 lat, a szkoda :) Uwielbiałam pisać, do dzisiaj pamiętam tematy wypracowań ze szkoły, czy temat pracy maturalnej z języka polskiego łącznie z większością cytatów, które w niej zamieściłam. Temat jaki wybrałam w wieku 18 lat pisząc egzamin dojrzałości nie był bez znaczenia, patrząc na to teraz z perspektywy czasu... -  „Pisarz stwarza wizję  życia, czytelnik może ją przyjąć, bądź odrzucić. Ustosunkuj się” (została oceniona na 5+ :) ). Wiedziałam jedno odkąd skończyłam 15 lat - chcę pracować z ludźmi. Intrygowało mnie zawsze dlaczego jesteśmy tacy jacy jesteśmy, żyjemy tak jak żyjemy, zastanawiałam się skąd biorą się różnice między nami, jak działamy, jak myślimy, dlaczego tak róźnie odczuwamy? Co powoduje, że spotykając się z drugim człowiekiem jest tak fajnie i miło, a czasem tak beznadziejnie? Co stoi za tym, że potrafimy nieraz porozumiewać się z kimś bez słów... Z czasem odpowiedzi na te pytania przybywało, a temat rozważań stawał się jeszcze bardziej niesamowity i fascynujący... 

Przygoda z psychologią zaczęła się właśnie w wieku 15 lat, to wtedy pojechałam na pierwszy psychologiczny obóz rozwojowy, zaczęłam regularnie uczestniczyć w warsztatach przez wiele kolejnych lat. Siedząc na miękkich gąbkowych materacach w wielkim kole, patrząc na prowadzących, z zapałem wykonując wszystkie ćwiczenia zaczynałam wyobrażać sobie siebie na ich miejscu za ileś tam lat... Robię się sentymentalna kiedy to wspominam i chętnie wracam do tych kolorowych kartek zapisanych flamastrami z datą np. 1995 :) - tak tak, mam je wszystkie. Obiecałam moim podopiecznym z grupy młodzieżowej, że kiedyś im je pokażę... Był tam pan psychoterapeuta o imieniu Grzegorz, który o każdym z nas pisał na zakończenie wiersz. Mój znam na pamięć: "Magda. Milcząca inteligencja, zmierza ku spokojnej przyszłości z wiertłem w ręku" :) Wszystko właściwie pasuje, może tylko ta milcząca nie jest aż tak milcząca :) Psychoanalizę Z. Freuda przeczytałam od deski do deski pierwszy raz w 3 klasie liceum. Pamiętam te noce z książką i te myśli nie pozwalające potem zasnąć:). Zafascynowana biologią człowieka, jego funkcjonowaniem ukończyłam studia w tym kierunku, studia pozwalające na dużą elastyczność i naukę oraz specjalizację w kierunkach najbardziej pasjonujących dla każdego. W moim przypadku była to neurobiologia, genetyka i biologia rozwoju człowieka. Jednocześnie z nauką o mózgu, jego funkcjonowaniu szła nauka o umyśle, psychologii i pedagogice. Uczestniczyłam w warsztatach pracy z ciałem, zajęciach z psychodramy, zgłębiałam tajniki ericksonowskiego podejścia terapeutycznego, przekonywałam się, że ludzie mają wiecej  dobrych, mocnych stron, niż tych słabych. Rozczytywałam się  pracach filozoficznych, poznałam nurt Gestalt, za którym poszła potrzeba zgłębienia innych kierunków psychoterapeutycznych i filozofii życia. Urzekły mnie myśli i prace I. Yaloma, E. Fromma, C.G. Junga i oczywiście przede wszystkim ojca psychoanalizy Z. Freuda.

Bardzo wierzę w nieświadomość i jestem przekonana, że prawdą jest powiedzenie, że dopóki nie uczynisz świadomym nieświadomego, będzie ono kierowało Twoim życiem, dopóki nie puścisz wolno tego, co kradnie Twój spokój nie odzyskasz kontroli nad własnym życiem. Uwiodło mnie również pięknem w swojej prostocie Podejście Skoncentrowane na Rozwiązaniu i jego filozofia, filozofia skupienia się na zasobach tkwiących w każdym z nas. Zakochałam się w metodach tego kierunku, przydatnych mi zwłaszcza w pracy z młodzieżą i dziećmi, a także zastosowaniu jej w coachingu rodzicielskim i codziennym życiu.

Był w moim życiu również czas pracy w korporacji, czas przeładowany wielkim stresem, wieloma pięknymi jak i trudnymi doświadczeniami. Doskonale wiem i rozumiem czym jest stres korporacyjny - przeżyłam go na własnym przykładzie. Jedno co mogę przyznać to to, że w powiedzeniu „co nas nie zabije to nas wzmocni” jest ogromne ziarno prawdy. Wyszłam stamtąd na pewno silniejsza i jeszcze bardziej otwarta na drugiego człowieka. Kocham dzieci, kocham psy i dobre książki, uwielbiam jogę, słońce, morze i długie rozmowy, pisać też, jak widać :) - a teraz w mojej głowie pojawia się myśl, „kto to w ogóle będzie czytał , zatrzymaj się” , ale nie potrafię :), albo może potrafię, ale nie chcę... :) Przez to, że sama byłam dość mocno wrażliwym dzieckiem, a potem nastolatką, mam dużą łatwość wchodzenia w relacje z najmłodszymi, bo moje wewnętrzne dziecko chyba nigdy nie śpi :). Prowadzenie zajęć i terapii dla młodzieży daje mi ogromną satysfakcję, widzieć na ich twarzach uśmiech i radość w oczach po wielu miesiącach smutku to najpiękniejsza nagroda i poczucie, że to wszystko ma wielki sens. Po ponad 20 latach od pierwszej rundki, siedzę sobie znowu na gąbkowym materacu, nadal w kólku i prowadzę zajęcia z poczuciem jakie to wspaniałe, z niedowierzaniem, że pomimo różnych życiowych zakrętów, pokus o robieniu czegoś innego, różnych wątpliwości, zastanowień, udało się wytrwać, udało się godzić pracę, naukę, szereg przeróżnych szkoleń, treningów, wyjazdów, a  jeszcze przy tym zdążyć założyć rodzinę i zostać mamą dwukrotnie :) Co prawda nie zdążyłam być w Tokio, ale kto wie... ;) (kto pamięta spot tv, ten będzie kojarzył o co z tym Tokio chodzi :)

Życie to piękna bajka, ale jak to w każdej bajce bywa licho nie śpi, demonów, wiedźm i trolli nie brakuje. Trzeba przeżyć niejedną burzę, wspinać się kilkukrotnie na ten sam szczyt, spadać, błądzić w czeluściach i pocałować niejedną, tak tak, żabę ;) aby dojść do pięknego zakończenia. To zakończenie to rozdział w książce naszego życia, a to jaka ona będzie w całości, i czy zechce nam się jeszcze dopisać epilog w dużej mierze zależy od nas. Oczywiscie nie wszystko, bo nie na wszystko w życiu mamy całkowity wpływ, życie to nie korpo, nie zawsze wszyscy jesteśmy zwycięzcami, a to nie oznacza wcale, że przegrywamy, to nie wyścig szczurów po trupach, czasem się potykamy, nawet przewracamy choć daliśmy 100 %, ale to od nas zależy co z tym dalej zrobimy, nikt za nas nie przeżyje życia, to my mamy wpływ na samego siebie, na to, jaką lekcję wyciągniemy z każdego doświadczenia, to od nas zależy czy demony z naszej bajki będą się w nas budzić głodne i rzutować na nasze obecne wybory, czy jednak przestaniemy je karmić, pogodzimy się i zaakceptujemy, że każda bajka ma jakiś swój czarny charakter, ale to dobro zawsze zwycięża. Pogodzenie się i akceptacja, pozwala z zapałem, dobrą nową energią i weną zapisywać karty kolejnego rozdziału. Nie mam pojęcia na jakim etapie mojej książki jestem teraz, może to już jest jakiś tom z wielotomowego dzieła :), nie mam pojęcia, wiem za to, że etap  baby jagi, złych czarownic, trolli, ropuch i ropuchów, które straszą, przerażają i blokują mam za sobą, a jeśli jakiegoś znowu spotkam to wiem jak sobie z nim radzić :) Wiem też, że jeśli spotkam ich również w Tobie spojrzę z łagodnością i ogromną ciekawością, zastanowię się co oni tam robią, skąd się wzięli i dlaczego tak się rozpanoszyli... Jedno jest pewne, każdy dzień to nowa strona w książce życia, bo życie wbrew słowom jednego z seriali, którego podobno nikt nie ogląda, ale wszyscy znają ;), nie jest nowelą, to opasłe tomisko, które może być bardzo ciekawą lekturą, może wycisnąć niejedną łzę, nie tylko ze smutku, ale i ze szczęścia, może być wciągające, fascynujące, może wzruszać, rozczulać, skłaniać do refleksji i może być piękne, bo jest Twoje i tylko Twoje, a Ty jesteś jego autorem...

Zastanawiam się teraz znowu, po co ja to wszystko piszę, komu z własnymi problemami, poszukującego terapeuty będzie chciało się to czytać... Ale myślę sobie, że erę chłodnego, wręcz zimnego, nieobecnego analityka mamy już za sobą, za dużo wydających się nam emocjonalnie zimnych ludzi dokoła, aby i osoba, która ma mi pomóc, której mam opowiedzieć o najintymniejszych aspektach swojego życia, o trollach i demonach siedzących w ciemnych zakamarkach  była jedną z nich... Myślę sobie, że ważne i pomocne jest, jeśli ma się poczucie, że choć trochę się wie, do kogo „się idzie”. Tym bardziej, że myśl o wybraniu się do psychoterapeuty kiełkuje miesiącami, a nawet latami... Myślę sobie, że jestem takim psychoterapeutą jakiego sama chciałabym mieć w razie potrzeby, a spotkałam takich i wiem ile znaczy i jak ważna jest otwartość na drugiego człowieka i życzliwość. Czy ja będę odpowiednia dla Ciebie? Nie dowiesz się, dopóki nie spróbujesz... :)heart

M.